Ostatni kontakt z 27-letnim Mateuszem był 7 grudnia. Młody Polak, wraz ze swoją tajską dziewczyną wybrali się na wyprawę kajakową z plaży Ya Nui na wyspie Phuket w Tajlandii. Jak podaje Krzysztof Rutkowski, z opisywanej przez siostrę Mateusza sytuacji wynika, że warunki na morzu w pewnym momencie pogorszyły się na tyle, że sterowanie kajakiem było niemożliwe.
- Prąd był za silny i ściągał ich na pełne morze. Wiedząc, że nie dadzą rady wrócić sami, zadzwonili do towarzyszących im znajomych mówiąc, że potrzebują pomocy. Znajomi w kajaku im najbliższym też mieli podobne problemy. Zostali pociągnięci przez przepływającą łódkę i dociągnięci do brzegu. Gdy tylko znaleźli się na plaży, poinformowali pracujących w wypożyczalni, że Mateusz i jego towarzyszka mają problemy z powrotem. Miała wypłynąć po nich łódka. Z kajaka, mój brat i jego tajska dziewczyna, również zadzwonili po pomoc. Warakan jest Tajką, więc nie miała problemów z porozumieniem się z ratownikami. Rozmawiali jeszcze ze spokojem z przyjaciółmi, że czekają na pomoc, że jest pięknie i za około pół godziny powinni być na plaży. Potem nie można było ponowić z nimi kontaktu. Łódka, która wypłynęła na pomoc ich nie znalazła - czytamy na fp Rutkowskiego.
Co stało się z młodym Polakiem i jego towarzyszką? Scenariuszy jest kilka, m.in. taki, że para mogła utknąć na jednej z wielu niezamieszkałych okolicznych wysp. Z tego, co czytamy, władze Phuket powoli ograniczają działania poszukiwawcze, dlatego w sprawę zaangażowany został Krzysztof Rutkowski.