- Nie ma nic gorszego niż urodzić dziecko, wychować je, a potem pochować. To jest trauma do końca życia. Robert miał być dla mnie oparciem, a muszę odwiedzać jego grób – mówiła matka zmarłego, Bogumiła Z.
Jej syn zmarł w szpitalu, cztery dni po tym, jak wrócił do domu z wyraźnymi śladami pobicia. Mężczyzna bywał częstym gościem w Schronisku dla mężczyzn im. Brata Alberta w Łodzi, gdzie pracował jako fryzjer i strzygł mieszkających tam podopiecznych. Jednym z lokatorów był tam Tadeusz P., dobrze zbudowany, z atletyczną budową ciała. Kurier w jednej z firm wysyłkowych.
CZYTAJ TEŻ: Zatłukli panią Elżbietę grzejnikiem, sąd wymierzył im karę. "To za mało!"
Tragicznego dnia między znajomymi doszło do sprzeczki. Jej powodem był dług w wysokości 1,20 zł, którego zwrotu za kupione piwo domagał się Robert. Obaj mieli wyjaśnić nieporozumienia na pobliskiej krańcówce autobusowej. Kiedy się tam spotkali, Tadeusz P. z miejsca zaatakował swojego adwersarza. Najpierw złapał go za ubranie i przewrócił na asfalt.
Gdy jego kolega wstał i się otrząsnął, napastnik podbiegł do niego i z całej siły uderzył ręką w głowę. Cios był tak silny, że zamroczonego mężczyznę aż odrzuciło. Upadł, uderzając głową w betonowe płyty chodnika. Agresor spokojnie odszedł, a pan Robert zdołał jeszcze wrócić do domu, gdzie stracił przytomność. Pogotowie przewiozło go do szpitala. Tam - w wyniku rozległych obrażeń mózgu spowodowanych upadkiem - zmarł po czterech dniach.
Tadeusz P. został zatrzymany i stanął przed sądem, gdzie odtworzony został zapis z kamer monitoringu, na którym dokładnie widać całe zdarzenie. Matka zmarłego po raz pierwszy zobaczyła na własne oczy tragiczny cios, który pozbawił jej syna życia.
Oskarżony o pobicie ze skutkiem śmiertelnym 39-latek przyznał się do winy. - Chciałbym przeprosić za to, co się stało. Nie chciałem, żeby Robert zginął – powiedział.
Polacy zadłużają się na potęgę! A będzie jeszcze gorzej?
Włącz podcast i posłuchaj!
Listen to "O rosnących długach Polaków. DROGOWSKAZY" on Spreaker.