Zaginięcie znanej dziennikarki TVP Łódź. Czy Barbarę Chrzczonowicz uda się jeszcze odnaleźć?
Jak informuje "Dziennik Łódzki", Michał Fajbusiewicz nie ustaje w próbach wyjaśnienia sprawy zaginięcia dziennikarki TVP Łódź Barbary Chrzczonowicz. Na przełomie lat 70. i 80. kobieta była znana także widzom z całej Polski, bo poza pracą w regionalnym ośrodku Telewizji Publicznej występowała też w "Dzienniku Telewizyjnym". Po 1981 r. kobieta musiała jednak odejść z redakcji, bo po tym jak opowiedziała się po stronie "Solidarności" nie została pozytywnie zweryfikowana. Dziennikarka mieszkała w kamienicy przy ul. Kilińskiego 82, a po zwolnieniu pracowała m.in. na Politechnice Łódzkiej i udzielała korepetycji z angielskiego. Kobieta zniknęła nagle w grudniu 1986 r., co zauważyli najpierw jej sąsiedzi, w tym Adam Antczak, były rzecznik policji w Łodzi. Jej mąż, za którego wyszła mniej więcej rok przed zaginięciem, powiedział, że się pokłócili, a kobieta zwyczajnie wyszła z domu i już nie wróciła. Co ciekawe, zniknięcia dziennikarki nie zgłosił się nikt oprócz jej ciotki, z którą pozostawała w dodatku w chłodnych stosunkach. Nic dziwnego, że podejrzenie padła na męża Chrzczonowicz. Jeden z sąsiadów uważa, że mężczyzna zachowywał się dziwnie.
- Niedługo przed zaginięciem była nawet u mojej mamy (Chrzczonowicz - przyp.red.) Radziła się w pewnej sprawie. Jak pogodzić rodzinę męża i swoją, bo za sobą nie przepadali - mówi "Dziennikowi Łódzkiemu" sąsiad dziennikarki.
Zaginięcie znanej dziennikarki TVP Łódź. Czy Barbarę Chrzczonowicz uda się jeszcze odnaleźć?
Jak informuje "Dziennik Łódzki", mieszkania zaginionej dziennikarki nie przeszukano jednak od razu, ale dopiero po 2-3 miesiącach. Nawet wtedy na miejscu panował bałagan, co mogło sugerować, że nikt nie próbował ukryć śladów ewentualnej zbrodni. Co więcej, policjanci nie znaleźli na miejscu niczego podejrzanego. Mąż Chrzczonowicz powiedział ponadto, że pojechała do koleżanki do Warszawy, ale nie była to prawda. Pojawiła się nawet hipoteza, że kobieta została zamordowana, a jej ciało rozpuszczono w wannie. W domu został też jej pies, z którym podobno nigdy się nie rozstawała, bo miała go zabierać nawet do pracy. Michał Fajbusiewicz powiedział ponadto, że dzień przed zaginięciem dziennikarki z jej mieszkanki dobiegały odgłosy awantury. Feralnej nocy jej mąż miał z kolei pojechać na stację benzynową, gdzie spędził kilka godzin, ale policyjne śledztwo tego nie potwierdziło. Mężczyźnie nie postawiono ostatecznie jakichkolwiek zarzutów, a sprawa zaginięcia dziennikarki TVP Łódź pozostaje niewyjaśniona do tej pory.
- Jakiś błąd w tej sprawie popełniono. Ale pamiętajmy, że jest to zaginięcie. A w tej sprawie nikomu specjalnie nie zależało na poszukiwaniu zaginionej. Gdyby do zabójstwa doszło w domu na pewno, by coś znaleźli! - mówi "Dziennikowi Łódzkiemu" Antczak.