Horror na łódzkich Bałutach. Sprawca ujawnił szokujący plan
Niepozorna, szara kamienica przy ul. Wojska Polskiego na łódzkich Bałutach. Tu jedno z mieszkań od dawna zajmował pan Andrzej. W grudniu 2022 roku wprowadził się do niego Bartosz K., który wcześniej nie miał stałego miejsca zamieszkania. Obaj mężczyźni żyli w zgodzie i nic nie wskazywało na to, że już w Sylwestra dojdzie tam do tak upiornych scen.
Wszyscy lokatorzy budynku nowy 2023 rok przywitali na podwórku. O północy wystrzeliły korki od szampana, składano sobie życzenia. Po wzniesieniu toastów mieszkańcy wrócili do swoich lokali. Po godzinie jedna z sąsiadek Andrzeja P. i Bartosza K. poczuła gryzący dym wydostający się zza ich drzwi. Wezwani na miejsce strażacy po ugaszeniu płomieni znaleźli leżące na łóżku zwęglone zwłoki właściciela. Po oględzinach ciała okazało się, że są na nim liczne rany zadane ostrym narzędziem. Bartosz K. został zatrzymany jeszcze tej samej nocy w pobliżu i stanął przed sądem oskarżony o morderstwo ze szczególnym okrucieństwem. Przyznał się do winy, a jego wyjaśnienia szokują.
- Andrzej siedział na łóżku - opowiadał. - Nie wiem czemu, ale zacząłem go dusić, potem złapałem za nóż i go nim zaatakowałem. Wbiłem mu go poniżej klatki piersiowej i rozciąłem mu brzuch od góry w dół. Następnie rozciąłem mu gardło. Chciałem wyciąć serce i wątrobę, obsmażyć i zjeść. Włożyłem mu rękę w klatkę, ale nie mogłem znaleźć serca. Nigdy nie jadłem wcześniej ludzkich organów. Wyciągnąłem mu jelita, zabrałem ze sobą i wyszedłem. Potem zostałem zatrzymany - dodawał.
Nie ma wyroku w sprawie Bartosza K. z Łodzi
Jego proces dobiegł końca, a prokurator, oskarżony oraz jego obrońca wygłosili swoje mowy końcowe. Zgodnie z przepisami sąd miał 14 dni od ostatniej rozprawy na ogłoszenie wyroku. Tak się jednak nie stało z powodu choroby jednej z osób ze składu orzekającego. W związku z tym, w środę 26.06, sąd podjął decyzję o powtórzeniu całego procesu od początku. Bartoszowi K. grozi dożywocie.