Dramatyczne wydarzenia w jednym z bloków przy ul. Daszyńskiego w Aleksandrowie Łódzkim rozegrały się w listopadowy wieczór 2020 roku. Arkadiusz W. przyszedł w odwiedziny do swojej partnerki, która miesiąc wcześniej wynajęła pokój w mieszkaniu swojego wujka. Kochankowie zamknęli drzwi, ale wtedy zaczął dobijać się do nich pan Włodzimierz. Obu mężczyznom puściły nerwy i w ruch poszły pięści. Dużo młodszy chłopak Justyny S. łatwo poradził sobie z przeciwnikiem i kilkoma ciosami powalił go na podłogę. Obolały właściciel lokum położył się na wersalce, po chwili jednak wstał i ponownie zajrzał do pokoju pary. Tego było już dla Arkadiusza W. za wiele. Zaczął okładać mężczyznę pięściami, kopał go po całym ciele, a gdy ten tracił świadomość polał go środkiem chemicznym do czyszczenia toalet. Później zdenerwowany wyszedł z mieszkania, pozostawiając w nim swoją partnerkę. Ta zaś zamiast wezwać pomoc, chwyciła za nóż i poderżnęła wujkowi gardło.
Następnego dnia oboje zawinęli zwłoki w dywan, pożyczonym samochodem wywieźli je poza miasto i wrzucili do rzeki Bzura. Bestialscy kochankowie wpadli w ręce policjantów dwie doby po zbrodni. W łódzkim sądzie rozpoczął się w poniedziałek, 24 stycznia ich proces. Zdaniem śledczych, wspólnie przyczynili się do śmierci Włodzimierza C. Justyna S. przyznała się do poderżnięcia wujkowi gardła, odmówiła jednak składania wyjaśnień. Jej chłopak utrzymuje, że tylko chciał pobić mężczyznę, a nie go zabić. Obojgu grozi dożywocie.
ZOBACZ TEŻ: „Zabili moją mamusię nożem i wałkiem”. Krwawi kochankowie staną przed sądem
CZYTAJ TEŻ: Zadźgał sąsiadkę, bo słyszał głosy. Horror w łódzkiej kamienicy