Koszmarny wypadek na A1. Spłonęły trzy osoby
Od tragicznego wypadku na autostradzie A1 w miejscowości Sierosław pod Piotrkowem Trybunalskim minęły już niemal dwa tygodnie, a wciąż jest mnóstwo znaków zapytania. Przede wszystkim, nie wiadomo – kto doprowadził do zdarzenia i czy ktoś odpowie za wstrząsającą śmierć trzech osób.
Przypomnijmy, że do strasznego wypadku doszło w sobotę, 16 września, około godz. 20. Osobowa Kia została uderzona od tyłu przez rozpędzone BMW, wjechała w bariery i stanęła w płomieniach. Straszną śmiercią zginęły trzy osoby - Martyna, Patryk i ich 5-letni synek Oliwier. 200 metrów dalej zatrzymało się rozbite BMW. Trzech jadących nim mężczyzn nie odniosło poważniejszych obrażeń.
Zaraz po wypadku strażacy, którzy pierwsi przyszli z pomocą, przekazali, że „doszło do zderzenia dwóch samochodów osobowych”. Problem w tym, że policja na początku w ogóle nie łączyła BMW z wypadkiem. - Ze wstępnych ustaleń wynika, że kierujący pojazdem kia na chwilę obecną z niewyjaśnionych przyczyn uderzył w bariery energochłonne, następnie auto zapaliło się – napisano 18 września w policyjnym komunikacie.
To zszokowało opinię publiczną, bowiem już wtedy w sieci zaczęły pojawiać się nagrania, z których wynikało, jak doszło do zdarzenia. Mimo że jakość nie jest może najlepsza, na nagraniach widać, że pędzące BMW zbliża się do Kii i mruga światłami. Po chwili Kia prawdopodobnie chce zjechać na prawy pas, ale jest za już późno… BMW wjeżdża z dużą siłą w poprzedzający go pojazd, Kia robi obrót i uderza w bariery, a następnie staje w płomieniach. W sieci można znaleźć również relacje osób podających się za świadków, którzy przytaczają podobny przebieg zdarzenia.
„Uderza w dobre imię policji”
Policja dopiero tydzień później (23 września) przyznała, że BMW również uczestniczyło w tragicznym zdarzeniu. W sieci sprawa jednak żyje już „własnym życiem”. Internauci namierzyli BMW, które – według nich – miało być wcześniej mocno podrasowane. Pojawiły się również informacje, że za kierownicą samochodu miał siedzieć młody mężczyzna, który jest powiązany rodzinnie z wysoko postawionym łódzkim policjantem. Dla wielu jest to wytłumaczenie, skąd taka – ich zdaniem opieszała - postawa śledczych.
Internet huczał od domysłów, a policja i prokuratura zaprzeczyły, że jeden z uczestników zdarzenia ma powiązania z policja. - Mogę podkreślić z całą stanowczością, że doniesienia, że w zdarzeniu miał brać udział policjant, są absolutnie nieprawdziwe i uderzają w dobre imię policji – powiedziała na antenie TVN24 Aneta Sobieraj, rzeczniczka łódzkiej policji.
Śledztwo przeniesione
Sprawa została tymczasem przeniesiona z prokuratury rejonowej do okręgowej. Magdalena Czołnowska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim, tłumaczy, że dotychczasowe postępowanie prokuratury rejonowej było prowadzone „dynamicznie i zgodnie z zasadami techniki i taktyki postępowania przygotowawczego”. Jednak „mając na względzie charakter postępowania", śledztwo przekazano we wtorek (26 września) prokuraturze okręgowej.
Tego samego dnia odbyła się konferencja prasowa przedstawicielki piotrkowskiej prokuratury. Wielu szczegółów się nie dowiedzieliśmy, ale rzeczniczka przyznała, że BMW prowadził 31-letni mężczyzna. - Kierujący pojazdem marki BMW został poddany na miejscu zdarzenia badaniu na zawartość alkoholu, a następnie na zawartość środków odurzających. Niemniej jednak prokurator podjął decyzję o przebadaniu również krwi kierującego na oba te środki - przekazała Czołnowska. Śledczy nie otrzymali jeszcze wyników tych badań. - Kluczowe będzie pozyskanie nośników elektronicznych z komputerów pokładowych tych pojazdów. W tym celu powołano też stosownego biegłego – dodała rzeczniczka.
Miała uspokoić, dolała oliwy do ognia
Jeśli śledczy chcieli uspokoić opinię publiczną, to wtorkowa konferencja rzeczniczki prokuratury dolała tylko oliwy do ognia. Według prokuratury, wstępna wersja wydarzeń jest taka: "prawdopodobnie doszło do nieustalonego zjechania samochodu marki Kia i uderzenia w bariery, BMW prawdopodobnie zahaczyło o ten samochód”. - To są wszystko hipotezy. Wszystkie są weryfikowane i badane - zaznaczyła Czołnowska.
Prokurator Czołnowska nie odpowiedziała jednak na pytanie, czy kierowca Kii zajechał drogę BMW oraz czy BMW wjechało w tył Kii. Podkreśliła, że śledczy - w świetle Kodeksu postępowania karnego - nie mogą posiłkować się materiałami publikowanymi w sieci, które nie zostały im przekazane w ramach trwającego postępowania.
- Bezpośrednio po zdarzeniu w nocy z 16 na 17 września zostały przeprowadzone oględziny miejsca zdarzenia oraz dwóch pojazdów, które brały w nim udział. Przy czym przy oględzinach brał udział biegły z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych, posługujący się również dronem. Zostały również przesłuchane w charakterze świadków osoby, które zatrzymały się w celu udzielenia pierwszej pomocy ofiarom tego wypadku. Zabezpieczono również nagrania posiadane przez te osoby z ich pojazdów - zaznaczyła.
Czy to możliwe, że śledczy nie wezmą pod uwagę nagrań, na których widać naprawdę wiele? Trudno w to uwierzyć, choć patrząc na ostatnie działania, nie można wykluczyć niczego.
- Chciałabym, że opinia publiczna, jeżeli ktoś ma jakieś informacje pomocne do tego postępowania, czyli jechał tą autostradą, widział bezpośrednio przed tor poruszania się tych pojazdów, widział to zdarzenie, bądź mógł nagrać na swoim wideorejestratorze, aby te osoby zgłosiły się do prokuratury, bądź policji. Znacznie by to ułatwiło pracę zarówno prokuratorowi, jak i biegłemu – stwierdziła rzecznika dodając, że prokuratura nie może wykorzystać procesowo informacji pochodzących z internetu, z anonimowego źródła.