Dochodziła godzina 18 we wtorek, 23 lutego. Pod domem 65-latka zjawił się jego rodzony brat. Był pewien, że za chwilę go zobaczy, bo wewnątrz paliło się światło. Zadzwonił dzwonkiem przy furtce i czekał na otwarcie. Mijały jednak sekundy, a on nadal stał na zewnątrz. Brat lokatora zadzwonił ponownie, potem zaczął go wołać. Odpowiadała mu głucha cisza. „Musiało stać się coś złego” - pomyślał przybysz.
Zrozpaczony zadzwonił pod numer alarmowy i poprosił o pomoc. Na miejsce wysłano dwa zastępy strażaków, którzy przecięli kłódkę na furtce i przy pomocy specjalistycznego sprzętu wyważyli drzwi wejściowe do domu. Widok, który zastali wewnątrz był makabryczny. Właściciel posesji bez oznak życiowych leżał na schodach. Odstąpiono od jego reanimacji z powodu widocznych już na ciele zmian pośmiertnych. Przyczynę śmierci mężczyzny wyjaśni teraz sekcja zwłok.