W 1992 roku skromna Hania z małej wsi Czarnocin koło Łomży (obecnie woj. podlaskie) ruszyła w wielki świat. Zaraz po maturze młoda kobieta dostała się na Wydział Prawa na Uniwersytecie Łódzkim. - Córka początkowo myślała o studiach w Białymstoku, ale moi kuzyni z Łodzi namówili ją, aby przyjechała do nich. Tam mogła się uczyć i jednocześnie pracować u nich w firmie – opowiadała po latach matka zabitej, Maria Skowrońska (79 l.).
Świeżo upieczona studentka zamieszkała w pokoju na szóstym piętrze X Domu Studenta, popularnie zwanego „Olimpem”. Budynek został tak ochrzczony, bo góruje nad osiedlem akademickim Lumumbowo - tym samym, gdzie w 1988 roku powstał słynny zespół Big Cyc.
Hanna prowadziła zwykłe uczelniane życie. Zdobywała wiedzę, zaliczała kolejne sesje egzaminacyjne i spotykała się z przyjaciółmi. 22-letnia kobieta kończyła właśnie trzeci rok prawa, aż nadszedł tragiczny 18 czerwiec 1995 roku.
Dzień wcześniej brała udział w towarzyskim spotkaniu w klubie „Medyk”, w którym porządku pilnował Mirosław Ż.. Po pewnym czasie grupa znajomych, wśród których był również ochroniarz, przeniosła się do jednego z pokoi w „Olimpie”. Tam zabawa trwała w najlepsze. Grubo po północy zmęczona Hania udała się już do siebie.
Rano została znaleziona martwa z wyraźnymi śladami przemocy. Na miejsce wezwano policjantów, rozpoczęło się żmudne zbieranie dowodów w sprawie zbrodni zabójstwa.
Śledczy szybko ustalili, że Mirosław Ż. po zakończonej imprezie wyszedł z akademika, po czym wrócił do niego, dowiedział się, gdzie śpi młoda studentka i zakradł się do jej pokoju. Zgwałcił ją i udusił. Policjanci chcieli go zatrzymać, ale słuch po nim zaginął. W jego domu znaleźli jedynie zakrwawione spodnie ze śladami DNA zmarłej. Po zebraniu kompletnego materiału dowodowego zdecydowano o formalnym ogłoszeniu mężczyźnie zarzutów morderstwa oraz zgwałcenia ze szczególnym okrucieństwem i wystawiono za nim list gończy. Poszukiwania trwały ćwierć wieku.
– Ustalono, że podejrzewany uciekł z Polski najprawdopodobniej zmieniając tożsamość i wygląd. Początkowo tropy prowadziły na teren Niemiec, później do Grecji – opowiada młodsza inspektor Joanna Kącka, rzeczniczka prasowa Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Ostatecznie na jego ślad natrafiono w miejscowości Iwanowo na terenie Rosji. Okazało się, że Mirosław Ż. ułożył tam sobie nowe życie i założył rodzinę. Miejscowi milicjanci zatrzymali go w 2020 roku, gdy jego partnerka zgłosiła im, że ją pobił. Po sprawdzeniu w bazie wyszło na jaw, że jest poszukiwany.
W lutym 2021 roku Prokuratura Generalna Rosji uwzględniła wniosek polskiego Ministerstwa Sprawiedliwości o ekstradycję i zabójca został przewieziony do Łodzi. Tu w końcu, po wielu latach, mógł stanąć przed sądem. W trakcie procesu konsekwentnie nie przyznawał się do winy. Sąd uznał jednak zebrane dowody za na tyle wystarczające, że wymierzył mu karę 25 lat więzienia. Ogłaszając wyrok sędziowie musieli opierać się na Kodeksie Karnym z 1969 roku, który obowiązywał w chwili zbrodni. Według niego oskarżony mógł zostać skazany nawet na karę śmierci, której jednak nie stosowano w Polsce od 1988 roku. Gdyby do zabójstwa doszło dziś, groziłoby mu dożywocie.