Do mrożących krew w żyłach wydarzeń doszło w mieszkaniu jednej z kamienic przy ul. Dowborczyków w Łodzi. Feralnego dnia matka Piotrusia kupiła od handlarza dopalacz o nazwie Hasan, przyniosła go do domu, podzieliła na dwie części, a następnie jedną z nich wypaliła. Drugą pozostawiła na ławie przy wersalce. Jak później zeznała w śledztwie, po chwili straciła świadomość. - Urwał mi się film – tłumaczyła.
CZYTAJ TEŻ: 3-letniemu Kubusiowi spod Pajęczna kończy się czas. Ratunek jest daleko
Kiedy się ocknęła resztek dopalacza nie było już na stoliku. Szybko zorientowała się, że mógł go połknąć jej synek. Chłopczyk zrobił się siny, miał ogromne problemy z oddychaniem, wstrząsały nim dreszcze. Kobieta złapała za telefon, ale zamiast zadzwonić po pogotowie, wybrała numer do swojej matki. Ta z kolei zaalarmowała drugą ze swoich córek, która po chwili zjawiła się w mieszkaniu Agnieszki S.. Kiedy zobaczyła w jakim stanie jest jej siostrzeniec natychmiast wezwała pomoc medyczną. Piotruś w krytycznym stanie w ostatniej chwili trafił na oddział intensywnej terapii szpitala Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Tam lekarze uratowali mu życie.
ZOBACZ: Łódź. Horror w taksówce. Niemowlak ledwo oddychał, matka była zrozpaczona!
Agnieszka S. została zatrzymana, usłyszała zarzut spowodowanie choroby realnie zagrażającej życiu dziecka i stanęła przed sądem. Przyznała się do winy. - Żałuję bardzo, że do tego doszło – łkała na ławie oskarżonych.
Kobieta została skazana na dwa lata więzienia. Z powodu uzależnienia od substancji odurzających karę ma odbywać w trybie terapeutycznym.
- Ta sprawa może wywołać szok. Dziecko wprawdzie przeżyło, ale może już być uzależnione, jeżeli w okresie wcześniejszym były udzielane mu środki odurzające, a niewątpliwie takie sytuacje miały miejsce – mówiła sędzia Maria Motylska-Kucharczyk.