Tego dnia pan Artur nie zapomni do końca swoich dni. 2 lutego ubiegłego roku wybrał się na spacer do Lasu Łagiewnickiego. Zaparkował swój samochód w okolicach Arturówka. Opuścił pojazd i niemal natychmiast musiał toczyć dramatyczną walkę o życie. Został zaatakowany przez trzy psy w typie owczarka niemieckiego, które samowolnie opuściły jedną z pobliskich posesji.
- Gryzły mnie z 20 minut, myślałem, że tego nie przeżyję – opowiada. - Ból był ogromny. Na szczęście dwaj przechodnie zdołali je odgonić.
Mężczyzna w ciężkim stanie trafił do szpitala, gdzie lekarze założyli mu aż 400 szwów na poszarpane nogi. Początkowo nie było wiadomo, do kogo należą agresywne psy. Policjanci dotarli jednak do ich właścicieli po dwóch dniach. Okazało się, że te same zwierzęta rok wcześniej zaatakowały biegającego po Arturówku mężczyznę, który również został boleśnie pogryziony.
PRZECZYTAJ TEŻ: Biegacz pogryziony przez sforę psów w Arturówku! Gdyby nie goście i recepcjonistka z pobliskiego hotelu, zwierzęta mogły go rozszarpać
Małgorzata M.-K i jej mąż Piotr K., do których należały czworonogi, zostali zatrzymani, usłyszeli zarzuty narażenia Artura C. na niebezpieczeństwo utraty życia oraz zdrowia i stanęli przed sądem. Tam zapewniali, że psy były dobrze pilnowane, więc nie wiedzą, w jaki sposób uciekły z posesji.
CZYTAJ TEŻ: Zwierzaki z łódzkiego schroniska potrzebują pomocy!
- Pokrzywdzony przeżył prawdziwy dramat, a wracanie do okoliczności tego zdarzenia jest na pewno dla niego okolicznością traumatyczną – mówił na sali sądowej prokurator. - Materiał dowodowy potwierdził, że zwierzęta, które powinny być pod nadzorem oskarżonych, pod tym nadzorem tego dnia się nie znajdowały.
Prokurator żąda dla obojga małżonków kar po trzy lata więzienia i po 10 tysięcy złotych tzw. nawiązki dla pana Artura. Wyrok w tej sprawie zapadnie 8 marca.